Do Figueras, już we dwójkę, dotarliśmy bardzo szybko, w końcu to niewiele kilometrów. Kierowca naszego pierwszego europejskiego autostopu już na wejściu poczęstował nas skręcikiem, ale grzecznie odmówiliśmy :) Nie rozmawiał świetnie po angielsku, ale wystarczająco, by zrozumiał, że chcemy dostać się do centrum.
Zostawił nas dosłownie 200m od sławnego muzeum Dalego. Lecz niestety, robiło się późno i trzeba było znaleźć miejsce na nocleg. I tu zaczęły się problemy.
Rozochoceni poprzednim, dość szybkim sukcesem, wyszliśmy z Magdą z centrum, udając się w kierunku domów jednorodzinnych (Figueras to malutkie miasteczko). Przebrnęliśmy przez dość niemiłą dzielnicę slumsową, gdzie krzyczano do nas "HEYY!! CHASHISZ!? MARIHUANA?!", całe rodziny siedziały na ulicach przed swoimi domami, w sąsiedztwie wszędobylskich, dzikich wysypisk śmieci. Nie, nie było to ciekawe przeżycie i wtedy pierwszy raz byliśmy zmartwieni.
Po kilku nieudanych prośbach o pozwolenie rozbicia namiotu na podwórku (ich podwórka są strasznie malutkie, przynajmniej tam, i wiele domów z tego powodu odpadało: nie było tam miejsca na namiot) spotkaliśmy młode małżeństwo, które zawiozło nas w miejsce, gdzie można rozbić namiot, ale nie na dwie noce, bo policja ściga wtedy.
Okazało się, że to są okolice jakiś ruin zamku czy czegoś tam (później dowiedzieliśmy się, e to ruiny największej w Europie twierdzy obronnej San Fernando, ale za pierwszym razem tego po prostu nie było widać, bo twierdza jest "schowana".)
Znaleźliśmy nieźle ukryte miejsce wśród krzaków i tam, już po ciemku, rozbiliśmy namiot. Jakieś 300-400m od nas, gdy tylko wyjrzałem z krzaków, były ów nieszczęsne slumsy, które całą noc nie dawały nam spać. Nie przez to, że ludzie tam hałasowali... Po prostu, baliśmy się trochę tego, że ktoś nieporządany mógłby nas znaleźć. Niepotrzebnie. Noc była bardzo spokojna.
Rankiem spakowaliśmy się, robiliśmy zakupy w supermarkecie.
W Hiszpanii najlepiej nam kupowało się w Mercadonie, więc ten mniejszy market polecam. Jest tani, na pewno tańszy niż np Eroski. Jeśli macie możliwość, kupujcie tam, albo szukajcie tanich, międzynarodowych sieci jak Real. Tego dnia za, jeśli dobrze pamiętam, 8 euro kupiliśmy sporo rzeczy, bo mieliśmy ochotę na jogurcik, ciasteczka, maślane bułeczki, więc jakoś specjalnie nie oszczędzaliśmy :)
Potem przyszedł czas na zwiedzenie muzeum Dalego, które polecam, no i kawałka miasta. O zwiedzaniu posiadłości Dalego rozpisywać się nie będę. To po prostu dom Salvadora, zmieniony na muzeum, pełen osobliwych obrazów, rzeźb i instalacji. Pozycja obowiązkowa dla fanów surrealizmu.
Tego dnia bardzo dał nam się we znaki upał. Było niezwykle gorąco. Nie wiem jak ci ludzie wytrzymują...
Miasteczko samo w sobie jest bardzo miłe. Ma ładny bulwar, gdzie w cieniu drzew można odpocząć, parę ciekawych miejsc.
Postanowiliśmy szybko ruszyć do Roses, oddalonego o około 30km od Figueras.
Wyszliśmy na wylotówkę, samochód złapaliśmy w kilka minut...